Zaczął sie miesiąc, który w polskim kalendarzu obfituje w święta, powody do świętowania i dni wolnych. Niekoniecznie jednak przekłada się to na podniesienie nastroju. Dlaczego? Bo zaczyna się też sezon na przymusowe porządki, sprzątanie, remonty. Ale po kolei.
Tak po prawdzie, to wszystko zależy od punktu widzenia. To, co dla jednych jest przykrym obowiązkiem, dla innych jest chwilą oddechu, wytchnienia, a nawet relaksu. Sprzątanie domu może być rodzajem terapii. Przejrzeć rzeczy, zrobić porządek w szafie, wyrzucić to, co już dawno nie było używane.
To dobra okazja do rachunku sumienia. I wniosków. Na przykład na temat tego, czy nie kupujemy za dużo niepotrzebnych rzeczy. Czy rzeczywiście musimy mieć zapas czterech butelek płynu do mycia naczyń? Czy naprawdę jest nam potrzebny piąty płaszcz na zimę? Czasem zastanawiam się, co się stanie, gdy moje dzieci dorosną i opuszczą dom. Przeznaczę na razie nieużywane pokoje na magazyn?
Efektów tych przemyśleń nie widać na razie na pierwszy rzut oka, ale one się pojawiają. Pewnego dnia okazuje się, że mamy więcej miejsca w szafie, a raz w tygodniu nie musimy kupować proszku do prania, bo został nam jeszcze z poprzedniego razu.
A potem wystarczy drobna zmiana perspektywy i sprzątanie może stać się przyjemnością. Zwłaszcza gdy robimy to wspólnie z rodziną. Dobrej muzyki, wspólnego śmiechu i opowieści o tym, co się u nas działo przez ostatni miesiąc, nie zastąpi nawet najdokładniejsze odkurzanie. A na koniec, gdy dom lśni czystością, a my jesteśmy zmęczeni, ale szczęśliwi, możemy sobie pogratulować.
Wspólnie wykonana praca, wspólna walka z kurzem i brudem daje niesamowite poczucie satysfakcji. A potem, przy filiżance kawy czy herbaty, gdy nasze dzieci spokojnie się bawią, możemy powiedzieć: "Tak, warto było!".