Everton! Drużyna, która skradła mi serce




Powiem to od razu: jestem fanem Evertonu. Nie jestem kibicem, który dopiero zaczyna interesować się tym sportem lub ogląda mecze tylko wtedy, gdy grają "Czerwoni Diably". Mam na myśli prawdziwego fana, który śledzi każdy mecz, zna wszystkich piłkarzy i potrafi wymienić datę każdego ważnego wydarzenia w historii klubu.
Moja miłość do Evertonu zaczęła się, gdy byłem dzieckiem. Mój tata zabrał mnie na mecz na Goodison Park i od razu zostałem oczarowany. Atmosfera była elektryzująca, a gracze wyglądali jak bohaterowie. Od tamtej pory byłem fanem The Toffees i przez lata podążałem za nimi wiernie.
Oczywiście nie zawsze było łatwo być fanem Evertonu. Przez lata musieliśmy znosić kpiny i docinki ze strony kibiców innych drużyn. Słyszeliśmy, że jesteśmy "małym klubem" lub że "nigdy nic nie wygramy". Ale nigdy się nie poddaliśmy. Zawsze wierzyliśmy, że kiedyś nadejdzie nasz czas.
I ten czas nadszedł. W sezonie 2016/2017 Everton znalazł się na szczycie tabeli Premier League. Prowadził nas nasz genialny menedżer, Ronald Koeman, a w drużynie grali tacy gracze jak Romelu Lukaku, Ross Barkley i Seamus Coleman. Czuliśmy, że w końcu możemy coś osiągnąć.
Niestety, nasze marzenia nie spełniły się. W drugiej połowie sezonu forma drużyny spadła i ostatecznie skończyliśmy na siódmym miejscu. Ale to nas nie zraziło. Wiedzieliśmy, że zmierzamy we właściwym kierunku.
W następnych sezonach Everton nadal grał dobrze. Udział w Lidze Europy i powołanie Richarlisona do reprezentacji Brazylii pokazały, że klub jest na dobrej drodze.
A teraz, pod wodzą nowego menedżera, Carlo Ancelottiego, Everton jest silniejszy niż kiedykolwiek. Z takim składem jak James Rodríguez, Allan i Abdoulaye Doucouré możemy osiągnąć wszystko, co sobie zamierzmy.
Jestem dumny z bycia fanem Evertonu. Może nie jesteśmy najbardziej utytułowanym klubem w Anglii, ale mamy coś, czego oni nie mają: prawdziwą pasję i lojalność naszych kibiców. Razem przeżyliśmy dobre i złe chwile i zawsze będziemy przy sobie.
Naprzód, The Toffees!