„Gott mit uns




To hasło znane jest chyba każdemu. Widnieje na niemieckim godle, a przynajmniej widniało do końca II wojny światowej. Nie przypadkiem. Wejście Boga do powiedzenia wojaków oznaczało, że są oni pod Jego opieką i że On prowadzi ich do zwycięstwa. Czy rzeczywiście tak było? Oczywiście, że nie. Ktoś mógłby powiedzieć, że Niemcy poniesli w tej wojnie klęskę, więc Bóg albo nie był z nimi, albo jest słaby i nie poradził sobie ze swoimi przeciwnikami. Obie opcje są mocno wątpliwe. Gdyby popularność zwrotu „Gott mit uns” była proporcjonalna do jego skuteczności, to Niemcy chyba by nigdy nie przegrali. Przecież mówimy o narodzie, który zawsze bardzo mocno stawiał na Boga, religijność oraz wiarę. Niestety ani to, ani czerwone skarpety nie uchroniły ich przed porażką, a wszystko przez to, że oprócz Boga i skarpet wybierali również, a nawet w pierwszej kolejności, Hitlera i wojnę.

Badacze kultury często upatrują przyczyn sukcesów danego państwa w jego religii, bo przecież wiadomo, że religia to opium dla ludu. Wiara daje nadzieję, motywuje do działania, każe wierzyć, że nawet w najgorszych momentach jest jakaś nadzieja. I tak jest rzeczywiście. Gdzie zatem leży problem? Otóż w tym, że Niemcy, mimo że cały czas podkreślali swoją religijność, to wcale nie czynili tego, czego żądał od nich Bóg. Owszem, modlili się, chodzili do kościołów, ale nienawidzili Żydów, planowali podbój świata, a nade wszystko kochali wojnę. A przecież, jak pisze św. Jakub w swoim liście: „Wiara bez uczynków jest martwa” (Jk 2,26). I to właśnie jest największym problemem współczesnego chrześcijaństwa. Wiara, która nie przekłada się na działanie, jest jak martwa. A może jak „Gott mit uns” – tylko hasło, które dobrze brzmi, ale nie ma pokrycia w rzeczywistości.

Co zatem robić? Jak pogodzić wiarę z uczynkami? Jak być chrześcijaninem w dzisiejszym świecie? Odpowiedź jest prosta: wystarczy kierować się w życiu Ewangelią. Jezus był osobą, która naprawdę wierzyła w Boga i która w swoim działaniu miała na pierwszym miejscu miłość. Nie sądził, że wystarczy tylko odprawiać jakieś rytuały, modlić się do Boga czy deklarować wiarę. Dla Niego najważniejsze były uczynki. Czynił to, czego nauczał, chociaż często nie spotykało się to z aprobatą ludzi. Ale Jezus wiedział, że najważniejsze jest kochać Boga i ludzi, dlatego nie bał się robić tego, o co prosił Go Ojciec.

W dzisiejszym świecie również jest wielu ludzi, którzy uważają się za chrześcijan, ale ich życie nijak ma się do Ewangelii. A potem dziwią się, że Bóg nie jest z nimi, nie pomaga im, nie daje im zwycięstwa. A może po prostu wystarczyłoby zacząć od siebie? Zastanowić się nad tym, czego od nas chce Bóg? Co powinniśmy robić, aby być prawdziwymi chrześcijanami? I zacząć to robić? Może wtedy Bóg naprawdę będzie z nami.