Wszystko zaczęło się od zwykłej prognozy pogody. Zapowiadali burze i deszcze, ale nikt nie spodziewał się, że będzie to aż tak poważne.
Któregoś popołudnia niebo zaczęło się szybciej chmurzyć. Od razu zrobiło się ciemno i duszno. Ptaki ćwierkały przestraszone, a liście na drzewach zaczęły spadać.
Nagle zerwał się wiatr. Tak silny, że powalił kilka drzew i zerwał kilka dachów. Deszcz padał ulewny, a gradobił grad. Ludzie chowali się w domach, w piwnicach i na strychach.
Burza trwała godzinami. Wszędzie było pełno wody. Ulice zamieniły się w rzeki, a samochody były porwane przez prąd.
Gdy nadeszła noc, wiatr wreszcie zelżał. Deszcz ustał, a chmury się rozwiały. Ludzie wyszli z ukrycia i zobaczyli, co się stało.
Było strasznie. Całe miasto było zniszczone. Domy były zburzone, a drzewa wyrwane z korzeniami. Ulice były zasypane gruzem.
Ludzie od razu zaczęli sobie pomagać. Sprzątali ulice, odbudowywali domy i wspierali się na wzajem.
Huragan Kirk pochłonął wiele istnień ludzkich, ale także przyniósł ze sobą coś dobrego. Pokazał, że w obliczu tragedii ludzie potrafią się zjednoczyć i wspierać.
A ja? Pamiętam ten dzień jak przez mgłę. Nie mogę uwierzyć, że to się naprawdę wydarzyło. Ale wiem jedno: nigdy nie zapomnę huraganu Kirka.