Omen: Początek




Pamiętam to, jak dziś. Byłem małym chłopcem, gdy na ekrany kin trafił film "Omen". Mroczna historia o dziecku będącym synem diabła zrobiła na mnie ogromne wrażenie. A najbardziej zapadł mi w pamięć obraz Damiena Thorn z uśmiechem na twarzy i błyszczącymi w świetle ognia oczami.
Lata mijały, a ja nadal wracałem do tego filmu. Fascynowała mnie jego mroczna atmosfera i myśl, że zło może przybrać tak niewinną postać. I tak, gdy dowiedziałem się o tym, że powstaje prequel "Omen", byłem niesamowicie podekscytowany.
Muszę przyznać, że "Omen: Początek" nie jest filmem, który dorównuje oryginałowi. Jest to raczej próba wyjaśnienia pochodzenia Damiena, która nie do końca się udała. Niemniej jednak, film ma swoje momenty i jest całkiem solidnym horrorem.
Akcja filmu rozgrywa się w Rzymie w latach 70. XX wieku. Opowiada historię Ojca Brennana (Peter Postlethwaite), który bada sprawę dziwnych zdarzeń w pewnym klasztorze. Wkrótce dowiaduje się, że w posiadanie jednej z zakonnic wszedł syn diabła - Damien Thorn.
Brennan rozpoczyna walkę z czasem, aby powstrzymać Antychrysta przed narodzinami. W tym celu musi zmierzyć się z szeregiem przerażających przeszkód i stawić czoła własnym demonom.
Jednym z najmocniejszych punktów filmu jest właśnie postać Ojca Brennana. Postlethwaite daje popis aktorskiego kunsztu, tworząc postać złożoną i pełną wewnętrznych demonów. Jego walka z Damiens i próby powstrzymania narodzin Antychrysta są naprawdę trzymające w napięciu.
Niestety, reszta obsady nie jest tak dobra. Mia Farrow, która gra matkę Damiena, jest po prostu mdła i nijaka. A Liev Schreiber jako fotograf Damien jest równie nieprzekonujący.
Głównym problemem filmu jest jednak to, że jest on zbyt przewidywalny. Już od pierwszych minut wiadomo, co się stanie i jak zakończy się film. To sprawia, że trudno jest się autentycznie bać i angażować w historię.
Mimo tych wad, "Omen: Początek" jest całkiem solidnym horrorem. Ma swoje mocne momenty, a Peter Postlethwaite daje popis aktorskiego kunsztu. Jeśli jesteście fanami oryginału, to warto obejrzeć i ten prequel, choć nie spodziewajcie się arcydzieła.
A na koniec małe przemyślenie. Czy może jednak Antychryst już się narodził? Czy może w tym momencie, gdy to czytacie, jakiś niewinnie wyglądający chłopiec już rośnie, by siać zniszczenie na świecie? Może to zabrzmi szalenie, ale czasem mam takie myśli. Zwłaszcza, gdy patrzę w oczy niektórych polityków...