Papszun, papszun, papszun... Zdanie to kojarzy mi się z jedną z pierwszych książek, jakie kiedykolwiek przeczytałem. Była to książeczka z bajkami o Smoku Wawelskim, którą dostałem od rodziców jako kilkulatek.
Papszun był bajkowym potworem, który miał ogromny apetyt. Pożerał wszystko, co mu wpadło w zęby, a jego żołądek wydawał przerażające dźwięki, sugerujące, że jest w stanie zmieścić w sobie niemalże wszystko.
Z biegiem czasu, słowo "papszun" zaczęło mieć dla mnie inne znaczenie. Stało się określeniem osoby, która nie potrafi kontrolować swojego apetytu i pochłania jedzenie w nieprzyzwoitych ilościach. A ja, jako dziecko, byłem takim właśnie papszunem.
Uwielbiałem jeść. Moją ulubioną częścią dnia była pora obiadowa, kiedy to mogłem delektować się pysznymi daniami przygotowanymi przez mamę. Najbardziej lubiłem kotlety mielone z ziemniakami i surówką. Ale nie ograniczałem się tylko do tego. Po obiedzie zawsze jeszcze podkradałem się do lodówki i wyjadałem resztki ciasta lub czekoladę.
Nie zdawałem sobie sprawy, że moje niekontrolowane objadanie się szkodziło mojemu zdrowiu. Dopiero kiedy zacząłem mieć problemy z wagą, rodzice zabrali mnie do lekarza. Lekarz powiedział mi wtedy, że jestem otyły i że muszę zmienić swoje nawyki żywieniowe.
Na początku było to dla mnie bardzo trudne. Przyzwyczaiłem się do jedzenia w nieograniczonych ilościach i sam myśl o tym, że miałbym się ograniczać, sprawiała, że czułem się nieszczęśliwy.
Ale stopniowo, dzięki wsparciu moich rodziców i przyjaciół, udało mi się zmienić swoje nawyki. Zacząłem jeść mniejsze porcje, wybierać zdrowsze produkty i unikać słodyczy. A co najważniejsze, zacząłem regularnie uprawiać sport.
Zmiana moich nawyków nie była łatwa, ale opłaciła się. Schudłem, poprawiło się moje zdrowie i zyskałem więcej energii.
Dziś, kiedy myślę o sobie jako o małym papszunie, uśmiecham się. Bo wiem, że udało mi się przezwyciężyć moją niezdrową słabość i stać się zdrowym i wysportowanym człowiekiem.