Piotr Jedynak




Wspominając swój czas w roli ucznia, z rozbawieniem myślę o różnych ciekawych sytuacjach, które mnie spotkały. Jedno z takich wspomnień dotyczy testu z fizyki, który pisałem w szkole średniej.

Fizyka nigdy nie była moim ulubionym przedmiotem, ale starałem się ją zrozumieć na tyle, żeby zdac egzaminy. Podczas tego konkretnego testu natrafiłem na pytanie, które wydawało mi się wyjątkowo podchwytliwe. Pytanie brzmiało mniej więcej tak: "Oblicz prędkość piłki, która spadła z wysokości 10 metrów w ciągu 2 sekund".

  • Rozwiązałem równanie ruchu s = 0,5 * g * t^2, gdzie s to przebyta droga (10 metrów), g to przyspieszenie ziemskie (9,81 m/s^2), a t to czas (2 sekundy).
  • Podstawiając wartości, otrzymałem prędkość końcową v = sqrt(2 * g * s) = 14 m/s.

Patrząc na swoje obliczenia, pomyślałem sobie: "Nie ma mowy, żeby piłka spadła z taką prędkością! To musi być błędne".

W końcu, nie chcąc ryzykować strzelenia gafy, napisałem na kartce: "Prędkość piłki: być może 14 m/s, ale wydaje mi się, że to niemożliwe".

Ku mojemu zdziwieniu, kiedy nauczycielka sprawdzała testy, przeczytała na głos moją odpowiedź i wybuchnęła śmiechem. Klasa również się zaśmiała, a ja poczułem się niezwykle zakłopotany.

Nauczycielka wyjaśniła, że obliczenia były prawidłowe, a prędkość rzeczywiście wynosiła 14 m/s. Po prostu byłem tak przyzwyczajony do myślenia o wolno spadających obiektach jako powolnych i majestatycznych, że nie mogłem uwierzyć, że mogą one osiągnąć taką prędkość.

Z tamtego dnia wyniosłem dwie ważne lekcje. Po pierwsze, nigdy nie należy lekceważyć fizyki, bo nawet najbardziej zwyczajne zjawiska mogą zaskakiwać. A po drugie, że nie należy bać się zadawać pytań, nawet jeśli wydają się głupie. W końcu to one pomagają nam się uczyć i rozwijać.

Od tamtej pory, ilekroć natrafię na coś, co wydaje mi się niemożliwe, przypominam sobie o spadającej piłce i wiem, że zawsze warto poszukać wyjaśnienia.