Roman Wilhelmi to postać niezwykle ciekawa i zarazem tajemnicza. Znany głównie z ról w kultowych polskich filmach, takich jak "Rejs" czy "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?", poza ekranem prowadził życie pełne samotności i wyobcowania.
Urodził się w 1936 roku w Warszawie. Już w młodości przejawiał talent aktorski, który rozwijał w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Warszawie. Po studiach pracował w teatrach w całej Polsce, ale prawdziwą popularność przyniosła mu rola w "Rejsie" Marka Piwowskiego. Wilhelmowi przypadła w udziale postać Mamonia, niezwykle barwnego i zabawnego pasażera rejsu.
Samotność i wyobcowanie
Mimo sukcesu zawodowego, życie prywatne Wilhelmiego było pełne dramatów. Pierwsze małżeństwo, z aktorką Alicją Jachiewicz, zakończyło się rozwodem. Druga żona, Barbara Krafftówna, odeszła od niego po kilku latach. Wilhelmi nie potrafił poradzić sobie z tymi porażkami. Coraz bardziej zamykał się w sobie i unikał ludzi.
Przyczyn jego samotności można upatrywać w kilku czynnikach. Po pierwsze, był człowiekiem niezwykle wrażliwym i introwertycznym. Trudno było mu nawiązywać bliskie relacje. Po drugie, zawód aktora często wiąże się z brakiem stabilizacji i samotnością. Wilhelmi nie miał stałego miejsca zamieszkania i często zmieniał adresy. Po trzecie, jego postawa życiowa była pełna sprzeczności. Z jednej strony pragnął bliskości i miłości, z drugiej zaś unikał ludzi i uciekał w samotność.
Trauma i tęsknota
W późniejszych latach życia Wilhelmi zmagał się z depresją i alkoholizmem. Był człowiekiem naznaczonym przez traumy z dzieciństwa i wojny. Jego ojciec zginął w powstaniu warszawskim, a matka była surową i wymagającą kobietą. Wilhelmi nie potrafił poradzić sobie z tymi bolesnymi przeżyciami i szukał ukojenia w alkoholu. W jego życiu pojawiły się również próby samobójcze.
Mimo problemów, Wilhelmi nigdy nie przestał tęsknić za miłością i bliskością. W jednym z wywiadów powiedział: "Jestem samotny, ale nie samotnikiem. Lubię ludzi, tylko nie potrafię się z nimi dogadać".
Ostatnie lata życia
Pod koniec życia Wilhelmi mieszkał w Domu Aktora Weterana w Skolimowie. Był schorowany i coraz bardziej samotny. Zmarł w 1991 roku w wieku 55 lat. Pochowano go na cmentarzu w Skolimowie.
Roman Wilhelmi był człowiekiem o wybitnym talencie aktorskim, ale jednocześnie niezwykle wrażliwym i samotnym. Jego życie naznaczone było przez traumy, tęsknotę i wyobcowanie. Pozostawił po sobie ogromny dorobek artystyczny, który do dziś wzbudza podziw i rozśmiesza widzów.
Pamięć o Romanie Wilhelmim
Pamięć o Wilhelmim jest wciąż żywa. Jego filmy i seriale cieszą się niesłabnącą popularnością. W 2016 roku powstał film dokumentalny poświęcony jego życiu pt. "Roman Wilhelmi. Aktor".
Wilhelmi pozostaje jednym z najciekawszych i najbardziej niedocenionych polskich aktorów. Jego historia jest świadectwem tego, jak życie prywatne może wpływać na karierę zawodową i jak trudno jest znaleźć szczęście w życiu pełnym wyobcowania i samotności.
Aktor z papierosem
Nie sposób wyobrazić sobie Romana Wilhelmiego bez papierosa. Palenie towarzyszyło mu przez całe życie, zarówno na ekranie, jak i poza nim. Wilhelmi palił papierosy w filmach, serialach, a także w życiu codziennym. Był prawdziwym mistrzem w paleniu.
Papieros był dla Wilhelmiego nie tylko nałogiem, ale także rekwizytem. Używał go do podkreślania emocji i budowania postaci. W wielu jego rolach papieros stawał się ważnym elementem, który pomagał mu wyrazić to, czego słowa nie były w stanie wyrazić.
Niestety, palenie papierosów miało negatywny wpływ na zdrowie aktora. Wilhelmi zmarł na raka płuc. Był kolejnym polskim aktorem, którego życie zostało przedwcześnie przerwane przez ten zgubny nałóg.