Sośnierz




Gdy pierwszy raz usłyszałam tę nazwę, nie wiedziałam, czego się spodziewać. Wyobraziłam sobie małe, senne miasteczko, pełne starych domów i kościółków. Ale kiedy tam dotarłam, wszystko wyglądało inaczej.

Sośnierz to nie miasto, ale las.

Bór sosnowy ciągnący się kilometrami, z wysokimi drzewami, których korony sięgały nieba. Był piękny, ale też tajemniczy. W powietrzu unosił się zapach igliwia i żywicy, a ciszę przerywał tylko śpiew ptaków.

Zagłębiłam się w las, czując się coraz bardziej samotna i zagubiona.

Słońce zaczynało zachodzić, rzucając długie cienie pomiędzy drzewami. Nagle, poczułam bicie własnego serca. Czy ktoś mnie obserwował? Rozejrzałam się nerwowo, ale nikogo nie zobaczyłam.

  • Poszłam dalej, coraz głębiej w las.
  • Drzewa stawały się coraz bardziej gęste, a ścieżka coraz trudniejsza do przejścia. Miękkie igły sosny tłumiły kroki, a wokół panowała niemal całkowita cisza.

    Nagle usłyszałam szelest w krzakach.

    Zamarłam, trzymając w ręku kij, którego używałam do podpierania się. Szelest się powtórzył. To był jakiś zwierzak, ale jaki? Wstrzymałam oddech i wpatrywałam się w krzaki, aż coś z nich wyszło.

    To była wiewiórka.

    Małe, rude stworzonko o błyszczących oczkach i puszystym ogonie. Podbiegło do mnie i stanęło na tylnych łapkach, jakby chciało coś powiedzieć.

    Uśmiechnęłam się, uspokojona.

    Las nie był już taki straszny. Wręcz przeciwnie, czułam się, jakbym wchodziła do innego świata. Świata tajemniczego i pełnego niespodzianek.

    Poszłam dalej, a wiewiórka podążała za mną. Wkrótce dotarłam do polany, na której stała mała chatka. Chatka była drewniana, z okiennicami pomalowanymi na niebiesko. Przed chatką stał stary mężczyzna, który przyglądał mi się z zaciekawieniem.

    "Witaj, wędrowcze" - powiedział. "Cieszę się, że cię widzę. Jestem leśnik. Mieszkam tu od wielu lat."

    Uśmiechnęłam się i przywitałam się z nim. Leśnik opowiedział mi o lesie i jego mieszkańcach. Opowiedział o wiewiórkach, sarnach, dzikach i innych zwierzętach, które tu żyły.

    Siedziałam na ławce przed chatką i słuchałam jego opowieści. Słońce powoli zachodziło, a niebo zmieniało kolor na pomarańczowy i różowy. Las był przepiękny o tej porze dnia. Czułam się, jakbym była w bajce.

    "Musisz już iść" - powiedział leśnik. "Ale pamiętaj, ten las zawsze będzie na ciebie czekał."

    Podziękowałam mu i ruszyłam w drogę powrotną. Wiewiórka biegła obok mnie, aż do momentu, gdy dotarłam do brzegu lasu.

    Odwróciłam się i spojrzałam na las po raz ostatni.

    Był nie tylko piękny, ale i pełen tajemnic. Wiedziałam, że wrócę tu jeszcze wiele razy. Bo Sośnierz to nie tylko las. To miejsce, w którym można się zgubić, odnaleźć i znowu stracić.

    Ale to przede wszystkim miejsce, w którym można znaleźć siebie.