Stuhr. Maciej




Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, jak nazwisko może wpływać na czyjeś życie? Ja tak, i to bardzo. Nazywam się Maciej, a moje nazwisko to Stuhr.
Tak, jestem tym Stuhrem. Synem Jerzego, wnukiem Aleksandra. Jestem częścią rodziny aktorów, których nazwisko stało się synonimem polskiego kina.
Dorastanie z takim nazwiskiem miało swoje zalety i wady. Z jednej strony, otwierało mi drzwi, dawało mi dostęp do środowiska, w którym czułem się jak w domu. Z drugiej strony, stale czułem presję, by sprostać oczekiwaniom innych.
Ojciec zawsze powtarzał, że nazwisko to zobowiązanie. Musiałem być dobry w tym, co robię, bo ludzie będą mnie porównywać do niego. Musiałem być wzorem, bo ludzie będą patrzeć na mnie jako na przedstawiciela rodziny.
Nie zawsze było to łatwe. Byłem krytykowany za to, że nie dorastam do poziomu ojca, że jestem zbyt poważny, zbyt ambitny. Ale byłem też chwalony za mój talent, za moją pracę, za moje poświęcenie.
Z biegiem czasu nauczyłem się żyć z tym nazwiskiem. Nauczyłem się, że to nie tylko ciężar, ale i dar. Jest to coś, co mnie wyróżnia, co sprawia, że jestem tym, kim jestem.
Jestem dumny z mojego nazwiska. Jest to część mojej tożsamości, mojej historii. Nie zamieniłbym go na żadne inne.
Ale chcę też być znany nie tylko jako "syn Stuhra". Chcę być postrzegany jako aktor z własną tożsamością, z własnym unikalnym stylem. Chcę, aby ludzie mówili o mnie: "To jest Maciej Stuhr. Aktor".
Wiem, że droga do tego jeszcze daleka. Ale jestem cierpliwy. W końcu jestem Stuhrem. A Stuhrowie nigdy się nie poddają.